Hej, witam was serdecznie w nowym rozdziale! Powiem szczerze, że sprawiał mi on problemy. Wiedziałem co chce w nim umieścić, ale sklecenie sensownych zdań.. ech, katorga! :D
Ale, żeby nie przedłużając. Zapraszam do czytania i komentowania. Przy okazji, dodałem tu fragment z Zakonu Feniksa. Na pewno go poznacie, miłego czytania!
Ginny
krótko po przybyciu do Nory, została odesłana - z pomocą Zakonu - do Świętego
Munga, gdzie przejął ją wyspecjalizowany od zaklęcia Cruciatus oddział.
Dziewczynę zabrano na piąte piętro, gdzie leżały osoby po urazach magicznych
klątw. To właśnie tam znajdowali się także rodzicie Neville'a, Frank i Alicja
Longbottomowie. Dawni aurorzy, teraz szaleńcy. Torturowani zaklęciem Cruciatus
przez Beliatrix Lestrange.
Gdy
dziewczyna znikła za drzwiami, a rodziny nie wpuszczono, zdenerwowani Gryfoni
ruszyli do jednego z kątów w recepcji, gdzie rozsiedli się wygodnie i zamilkli.
Każdy z nich trawił ostatnie wydarzenia, co jakiś czas krzywiąc się. Ginny
została uratowana. Uratowana przez Malfoy'a. Śmierciożerca, człowiek na
usługach Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać uratował zdrajczynię krwi.
- Harry -
zaczęła Hermiona - myślisz o nim, prawda? O Draconie?
- Mhm -
mruknął Potter w odpowiedzi, spoglądając gdzieś ponad głowę przyjaciół. - To
było... Podejrzane.
- Harry ma
rację. Ta tleniona fretka musiała dostać rozkazy, sama nigdy nie wpadłaby na
taki pomysł.. Zwłaszcza mając na karku Sami-Wiecie-Kogo.
- Czy ja
wiem... - Dziewczyna pogładziła się po podbródku. - Gdy zostawiał ją w kuchni
na Grimmuald Place 12, był jakiś... Inny. Zmartwiony.
- To Śmierciożerca,
Hermiono. Jego nie obchodzi los Ginny. Dostał jakieś zadanie, musimy się dowiedzieć,
jakie...
- To
prawda, kochanie - poparł kolegę wybraniec. - Jutro jest wyjazd, Malfoy na
pewno będzie siedział w pociągu. Dorwiemy go i spróbujemy coś z niego
wyciągnąć.
- Nie wiem
czy to dobry pomysł.
- A masz
lepszy? To jedyny sposób by dowiedzieć się, co on knuje.
- Ech..
Do... - dziewczyna przerwała w jednej chwili, spoglądając kątem oka na państwo
Weasley.
Jeden z magomedyków,
którzy przejęli Ginny w ośrodku, właśnie zszedł z piątego piętra i skierował
swe kroki do Molly i Artura. Zamilkli, mając nadzieje, że wychwycą jak
najwięcej szczegółów z rozmowy.
- ...Pani
córka jest w ciężkim stanie, ale przeżyje. Klątwa spowodowała rozległe obrażenia
w ciele, choć jej opór na pewno jej pomógł. To silna dziewczyna.
- To znaczy
- wyjąkała pomiędzy szlochem pani Weasley - że ona wyzdrowieje?
- Z całą
pewnością, proszę się nie martwić. Musi jednak zostać parę dni na leczeniu. Nie
damy rady usunąć wszystkiego w parę godzin. Zgadzają się państwo?
- Tak -
odpowiedzieli równocześnie, przytulając się. - Proszę się nią zaopiekować... -
zwrócił się jeszcze do lekarza pan Weasley, po czym wraz z żoną i dzieciakami
skierował się do drzwi.
Ta noc była
jedną z cięższych, jaka przeminęła w ich krótkim życiu. Przez większość czasu
nie spali, wciąż rozmyślając o Malfoy'u, o Ginny, o Voldemorcie, o Hogwarcie i
Dumbledorze. Rozmyślali także o Zakonie, o zadaniach, które przed nimi
postawią. Czy dadzą radę? Teraz, gdy ich przyjaciółka ledwo przeżyła tortury w
dworze Czarnego Pana? Czy naprawdę chcą cierpieć podobnie jak ona? Czy chcą
narażać swoje życie jeszcze bardziej, niż dotychczas?
Zasnęli
dopiero nad ranem, wyczerpani, z opuchniętymi oczyma. Hermiona z Harry'm w pokoju
Syriusza, wtuleni w siebie, Ron w osobnym pokoju, okryty szczelnie kocami.
Chłopak czuł miarowy oddech swojej dziewczyny, gdy ta w końcu zasnęła po
długiej rozmowie na temat ich przyszłego życia. On miał problemy. Gdy tylko
zamykał oczy, pokój Syriusza się rozmywał, a on pojawiał się w ciemnym lochu.
Starał się to powstrzymać, ale... Blizna zapiekła go niemiłosiernie.
- Gdzie ona
jest?! - wysoki, piskliwy głos rozniósł się po pomieszczeniu. - Gdzie ona jest,
Dołohow?!
- Panie...
Panie, nie wiem - wyjąkał mężczyzna, padając na kolana przed Voldemortem. - Ona
znikła!
- Nikt nie
mógł uciec z tych lochów bez pomocy. Nikt! - warknął, podnosząc różdżkę. -
Teraz poznasz prawdziwy gniew Lorda Voldemorta, Dołohow. Crucio!
Mężczyzna
upadł na podłogę w konwulsjach, cierpiąc katusze. Dopiero, gdy odwołano
zaklęcie, przestał się nagminnie ruszać w każdą stronę i z trudem podniósł się
z ziemi.
- Zawołaj
mi tu Snape'a, Malfoy'a i Mulcibera, już! - rozkazał, podnosząc ponownie
różdżkę. Antonin posłusznie kiwnął głową, potem odbiegł najszybciej jak
potrafił.
Wizja się
skończyła, pulsujący ból w bliźnie także zaczął słabnął. Harry leżał zlany
potem, patrząc się w sufit jak opętany. A więc Malfoy uratował Ginny z własnej
woli? A może Voldemort podsunął mu tą wizję, by uśpić jego czujność? Cholera,
pomyślał Potter, trzeba będzie go dorwać i dopytać. Przymknął oczy, po czym
oddał się w objęcia Morfeusza, gdzie miłość i przyjaźń to jedyne rzeczy warte
uwagi.
Pani
Weasley obudziła całą trójkę o ósmej. Z racji, iż przez większość nocy nie
spali, poranek był dla nich koszmarem na jawie. Ledwo zwlekli się z łóżka, w
blasku wschodzącego słońca, by chwilę potem półprzytomnie skierować się do
kuchni, gdzie siedziała już część Zakonu. Alastor, Dumbledore, Minerwa,
Kinglsey i jakiś czarodziej, którego nie znali.
- Och,
jesteście już – w objęcia porwała ich pani Weasley, uśmiechając się promiennie.
– Ginny już jutro wychodzi z Munga, profesor Dumbledore przyniósł nam najnowsze
wieści.
Gryfoni nic
nie powiedzieli, odwzajemnili tylko uśmiech i skierowali się do stołu by spożyć
posiłek.
Dwie i pół
godziny później zawitali na dworzec King’s Cross, skąd wyjeżdżał co roku
ekspres Londyn-Hogwart. Obładowani kuframi, klatkami i kanapkami, gdy nikt nie
spoglądał, przebiegli przez barierkę kierującą na peron 9 i ¾. Pociąg już
czekał, podobnie jak niektórzy uczniowie. Harry dostrzegł paru Gryfonów z
Gwardii, Krukonów a nawet Ślizgonów. Wśród tych ostatnich niemal od razu
dostrzegł Pansy Parkinson i Blaise’a Zabiniego. Czyli że, pomyślał Potter,
będzie tu także..
- Malfoy! –
wycedził przez zęby, wskazując przyjaciołom blond czuprynę znikającą w drzwiach
pociągu.
- Czyli
jednak przyszedł… - warknął Ron, który momentalnie przyjął postawę osiłka
gotowego do potyczki.
- Nie
teraz! – syknął. – Znajdźmy sobie jakiś osobny przedział, mam wam coś do
powiedzenia – skierował się do obydwojga. – To.. Jest związane z Ginny.
Obydwoje
spojrzeli na niego z niekrytym zaskoczeniem, choć po chwili kiwnęli głowami i
skierowali się czym prędzej do wejścia, by chwilę potem iść już w głąb pociągu.
Wolny
przedział znaleźli dopiero po pięciu minutach, daleko za wejściem. Szybko tam
wsiedli i, zostawiwszy bagaże na półkach nad nimi, rozsiedli się wygodnie i
spojrzeli na Harry’ego.
- Miałem
wczoraj wizję…
- Harry,
Dumbledore Ci zawsze powtarzał! Miałeś zamykać świadomość dla Voldemorta – Ron
mimo woli skrzywił się na to imię – jak i przeciwko niemu! Czemu tego nie
robisz?!
- Hermi,
spokojnie – wydukał Ron, spoglądając współczującym wzrokiem na przyjaciela.
- Dzięki,
Ron. Jak mówiłem, miałem wczoraj w nocy wizję. Voldemort był wściekły. Ukarał
Dołohowa, ukarał go za ucieczkę Ginny.
- Ale to by
znaczyło… - zaczęła Hermiona, jakby scena sprzed chwili nie miała miejsca.
- …że
Malfoy nie uzyskał od niego żadnych rozkazów – dokończył Ron, uśmiechając się
triumfalnie.
- Tak, to
prawda. Nie mamy jednak pewności, że Voldemort nie narzucił mi tej sceny.
Pamiętacie ministerstwo? Myślałem, że Syriusz został porwany. Okazało się
jednak, że to ON wepchnął mi ten obraz… Nie mamy pewności, być może Malfoy’em
kierowały jednak rozkazy Voldemorta.
- Nie mamy
wyboru. Tak czy inaczej, musimy to z niego wydobyć.
Wszyscy z
aprobatą kiwnęli głową, po czym pogrążyli się w rozmowie na temat nadchodzącego
roku. Dopiero, gdy Rona i Hermione wezwano na spotkanie prefektów, Harry został
sam na sam w przedziale. Miał teraz wystarczająco czasu by to wszystko
przemyśleć. Ostatnia wizja zmusiła go do głębszego zastanowienia. Kim tak
naprawdę jest Draco Malfoy? Zimnym i nieczułym draniem, arystokratom z krwi i
kości jak jego ojciec? Czy może czułym, opiekuńczym chłopakiem, który w głębi
duszy pragnie się zmienić, pragnie oderwać się od sadystycznego ojca
śmierciożercy, od funkcji „pieska” Czarnego Pana?
Kim był
Draco Malfoy?
Nie wiele
wiedział o jego życiu, co w sumie, po głębszym zastanowieniu, cieszyło go… Kim
był Draco Malfoy? Kim był teraz…?
- Nie
wierze, Smoku, uratowałeś wiewiórę? – Pansy otworzyła szeroko oczy, spoglądając
w zadumie na Dracona. – Jak to jest? Nikt się nie zorientował? Dwór Czarnego
Pana jest patrolowany przez śmierciożerców prawie cały czas.
-
Zapomniałaś, Pansy, że ja i Blaise od niedawna siedzimy w tym bagnie po uszy?
Nie wypalił nam jeszcze Mrocznych Znaków, ale jesteśmy jego ludźmi. Możemy
chodzić po tych korytarzach spokojnie, nie martwiąc się o innych.
Draco
siedział oparty o okno i spoglądał na zmieniający się krajobraz. Ekspres
Londyn-Hogwart sunął po wzgórzach od dobrych dziesięciu minut. Rozmyślał o
swojej ostatniej akcji. Zdradził Potterowi, że jest śmierciożercą, uratował
Ginny i być może pokrzyżował plany Voldemorta. Naraził się w ten sposób na
straszne tortury z których mógłby już nie wyjść żywym. Teraz, po nocnej
przerwie, nie był pewny czy dobrze zrobił.
- Idę się
przejść – powiedział, a widząc wstającą Pansy, dodał. – Zostań tutaj, pomarz
sobie o Potterze – uśmiechnął się pod nosem widząc jej zaskoczoną minę i
wyszedł z przedziału.
Skierował
swe kroki w głąb pociągu, gdzie podczas przechadzki chciał w spokoju wszystko
przemyśleć. Instynktownie jednak zaszedł gdzieś, gdzie na pewno nie chciał
dojść.
Do
przedziału Pottera.
Nim zdążył
się obejrzeć, był już w zamknięty w przedziale z Harry’m który mierzył do niego
różdżką.
- Potter,
co ty robisz?! – warknął w jego stronę, kierując się do drzwi.
- Stój!
Czemu to zrobiłeś?!
- Co
zrobiłem? Och, przykro mi, że musisz cierpieć za błędy przeszłości, Potter –
wyszydził mu w twarz. – Ale Twoja mama była tak uległa…
Harry
puścił tą obelgę mimo uszu, musiał coś z niego wydobyć, nie mógł popaść w
skrajną złość.
-
Uratowałeś Ginny, czemu?
Malfoy
przypatrywał mu się przez dłuższy moment, jakby dobierając ostrożnie następne
słowa. Dopiero po jakimś czasie odezwał się, choć jego głos był słaby i drżący:
- Miałem w
tym swój cel, Potter.
- Jaki?
- To…
Ujawnię w swoim czasie.
- To on Ci
kazał? Voldemort, kumpel Twojego ojca…
- On? Nie.
To była moja prywatna inicjatywa, Potter. Dowiesz się w swoim czasie.. – syknął
jeszcze, uśmiechnął się ironicznie i wyszedł ze środka, kierując swe kroki z
powrotem do swojego przedziału i zostawiając Harry’ego w głębokiej zadumie.
Kilka
godzin później pociąg zawitał na stację przy Hogwarcie i chmara uczniów wręcz
wyleciała w szatach wyjściowych na peron. Wszyscy czym prędzej zajęli powozy,
by już chwilę później podróżować w stronę błoni Hogwartu a potem na wielką
ucztę.
Wielka Sala
jak zwykle co roku, na przybycie nowych uczniów, była bajecznie udekorowana.
Stoły przykryte zastawą, ozdoby w kolorach każdego domu, jakieś drobne wizualne
poprawki w ciemniejszych kątach.
Wszyscy
wyczekiwali uczty, choć, jak już zdążyli się zorientować, następuje ona dopiero
po pieśni Tiary, po wybraniu domów dla nowych uczniów i po powitaniu Dumbledore’a.
Dlatego też, każdy rozsiadł się wygodnie i spojrzał na podium. Stara Tiara już
leżała na stołku i wyczekiwała odpowiedniego momentu.
W końcu
przemówiła, a jej głos rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Lat temu
tysiąc z górą,
Gdy jeszcze
nowa byłam,
Założycieli
tej szkoły
Przyjaźń szczera
łączyła.
Jeden im
cel przyświecał
I jedno
mieli pragnienie,
By swą
wiedzę przekazywać
Przyszłym
Pokoleniom.
„Razem
będziemy budować!
Wiedzy
pochodnię nieść!
Razem
będziemy nauczać
I wspólne
życie wieść”
Gdzie
szukać takiej zgody
I tak głębokiej przyjaźni:
I tak głębokiej przyjaźni:
Czworo
myślących zgodnie
I nie znających waśni.
I nie znających waśni.
Gryffindor
i Slytherin
Zgadzali
się nawet w snach,
I zawsze
widziano razem
Ravenclaw i
Hufflepuff.
Jak więc
taka przyjaźń
Już wkrótce
się rozpadła?
Tego
młodzież dzisiejsza
Przenigdy
by nie odgadła.
Slytherin
nagle oświadcza,
Że ani mu
się śni,
Nauczać
magii takich,
Co nie są
czystej krwi.
Ravenclaw
na to rzeczę,
Że bystrych
nauczać chce,
Gryffindor,
że ceni dzielność
Bardziej
niż czystą krew.
Hufflepuff
chce uczyć wszystkich,
Jak głośno
oświadczyła
Sporu nie
rostrzygnięto
Ja tego
świadkiem byłam.
Bo każdy z
założycieli
W domu swym
rządzić chce,
Każdy przy
swoim wyborze
Do końca
upiera się
Slytherin
przyjmuje takich,
Co czystą
krew mają
Co mają
więcej sprytu
Od uczniów
domów trzech,
Ravenclaw
bystrych ceni,
Gryffindor
dzielnych chce,
A
Hufflepuff resztę uczy
Wszystkiego
co sama wie.
Tak więc
spór zakończono
I przyjaźń
umocniła,
Harmonia do
Hogwartu
Na wiele
lat powróciła.
Lecz
później znów niezgoda
Wśród
czworga się zakrada,
Na błędach
wykarmiona,
Czai się w
sercach zdrada.
Domy, co
jak filary
Dzielnie
wspierały szkołę,
Zaczęły
sobie nawzajem
Narzucać
swą wolę.
I już się
wydawało,
Że koniec
szkoły bliski,
Że odtąd
druh druhowi
Stanie się
nienawistny,
Że miecz o
miecz uderzy
I wnet
poleje się krew,
Gdy wtem
Slytherin stary
Odchodzi z
zamku precz.
I choć
ucichły waśnie,
Choć spory
wygaszono,
Odtąd we
wspólnym dziele
Już nigdy
nie jednoczono.
I dotąd
zgodna czwórka
Niezgodną
trójką się stała,
I odtąd domy
Hogwartu
Dzieli
różnica niemała.
A teraz
mnie posłuchajcie,
Wybiła
wasza godzina.
Czytajcie
znaki czasu,
Poczujcie
grozy tchnienie,
Bo dzisiaj
Hogwart cały
Osunęły
złowróżebne cienie.
Wróg z
zewnątrz na nas czyham
Śmiertelny
gotując nam cios,
Musimy się
zjednoczyć,
By złowrogi
odwrócić los.
Wyznałam
wam całą prawdę
Niczego nie
ukryła
I Ceremonię
Przydziały
Za chwilę
rozpoczynam.
Po
ostatnich słowach tiary rozległ się głośny aplauz. Po raz pierwszy od wieków
Tiara przydziału powiedziała coś naprawdę ważnego.
- Trochę
się rozgadała.. – mruknęli w tej samej chwili Draco i Harry, wyłączając się już
z myślenia.
Ciekawe, jaki cel przyświecał Draconowi. A może się zakochał? Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Voldemort jest wściekły, Malfoy zrobił się szlachetny (trochę)...
OdpowiedzUsuńPiosenka kochanej Tiary. Tak, się rozgadała. I znowu kazała się łączyć w przyjaźni.
Cóż, wiem, że się powtarzam, ale naprawdę genialny rozdział ;)
Super!Opowiadanie jest genialne! Oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuń