wtorek, 31 marca 2015

Rozdział V



 Hej, witam was serdecznie w nowym rozdziale! Powiem szczerze, że sprawiał mi on problemy. Wiedziałem co chce w nim umieścić, ale sklecenie sensownych zdań.. ech, katorga! :D
Ale, żeby nie przedłużając. Zapraszam do czytania i komentowania. Przy okazji, dodałem tu fragment z Zakonu Feniksa. Na pewno go poznacie, miłego czytania!


Ginny krótko po przybyciu do Nory, została odesłana - z pomocą Zakonu - do Świętego Munga, gdzie przejął ją wyspecjalizowany od zaklęcia Cruciatus oddział. Dziewczynę zabrano na piąte piętro, gdzie leżały osoby po urazach magicznych klątw. To właśnie tam znajdowali się także rodzicie Neville'a, Frank i Alicja Longbottomowie. Dawni aurorzy, teraz szaleńcy. Torturowani zaklęciem Cruciatus przez Beliatrix Lestrange.
Gdy dziewczyna znikła za drzwiami, a rodziny nie wpuszczono, zdenerwowani Gryfoni ruszyli do jednego z kątów w recepcji, gdzie rozsiedli się wygodnie i zamilkli. Każdy z nich trawił ostatnie wydarzenia, co jakiś czas krzywiąc się. Ginny została uratowana. Uratowana przez Malfoy'a. Śmierciożerca, człowiek na usługach Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać uratował zdrajczynię krwi.
- Harry - zaczęła Hermiona - myślisz o nim, prawda? O Draconie?
- Mhm - mruknął Potter w odpowiedzi, spoglądając gdzieś ponad głowę przyjaciół. - To było... Podejrzane.
- Harry ma rację. Ta tleniona fretka musiała dostać rozkazy, sama nigdy nie wpadłaby na taki pomysł.. Zwłaszcza mając na karku Sami-Wiecie-Kogo.
- Czy ja wiem... - Dziewczyna pogładziła się po podbródku. - Gdy zostawiał ją w kuchni na Grimmuald Place 12, był jakiś... Inny. Zmartwiony.
- To Śmierciożerca, Hermiono. Jego nie obchodzi los Ginny. Dostał jakieś zadanie, musimy się dowiedzieć, jakie...
- To prawda, kochanie - poparł kolegę wybraniec. - Jutro jest wyjazd, Malfoy na pewno będzie siedział w pociągu. Dorwiemy go i spróbujemy coś z niego wyciągnąć.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- A masz lepszy? To jedyny sposób by dowiedzieć się, co on knuje.
- Ech.. Do... - dziewczyna przerwała w jednej chwili, spoglądając kątem oka na państwo Weasley.
Jeden z magomedyków, którzy przejęli Ginny w ośrodku, właśnie zszedł z piątego piętra i skierował swe kroki do Molly i Artura. Zamilkli, mając nadzieje, że wychwycą jak najwięcej szczegółów z rozmowy.
- ...Pani córka jest w ciężkim stanie, ale przeżyje. Klątwa spowodowała rozległe obrażenia w ciele, choć jej opór na pewno jej pomógł. To silna dziewczyna.
- To znaczy - wyjąkała pomiędzy szlochem pani Weasley - że ona wyzdrowieje?
- Z całą pewnością, proszę się nie martwić. Musi jednak zostać parę dni na leczeniu. Nie damy rady usunąć wszystkiego w parę godzin. Zgadzają się państwo?
- Tak - odpowiedzieli równocześnie, przytulając się. - Proszę się nią zaopiekować... - zwrócił się jeszcze do lekarza pan Weasley, po czym wraz z żoną i dzieciakami skierował się do drzwi.


Ta noc była jedną z cięższych, jaka przeminęła w ich krótkim życiu. Przez większość czasu nie spali, wciąż rozmyślając o Malfoy'u, o Ginny, o Voldemorcie, o Hogwarcie i Dumbledorze. Rozmyślali także o Zakonie, o zadaniach, które przed nimi postawią. Czy dadzą radę? Teraz, gdy ich przyjaciółka ledwo przeżyła tortury w dworze Czarnego Pana? Czy naprawdę chcą cierpieć podobnie jak ona? Czy chcą narażać swoje życie jeszcze bardziej, niż dotychczas?
Zasnęli dopiero nad ranem, wyczerpani, z opuchniętymi oczyma. Hermiona z Harry'm w pokoju Syriusza, wtuleni w siebie, Ron w osobnym pokoju, okryty szczelnie kocami. Chłopak czuł miarowy oddech swojej dziewczyny, gdy ta w końcu zasnęła po długiej rozmowie na temat ich przyszłego życia. On miał problemy. Gdy tylko zamykał oczy, pokój Syriusza się rozmywał, a on pojawiał się w ciemnym lochu. Starał się to powstrzymać, ale... Blizna zapiekła go niemiłosiernie.
- Gdzie ona jest?! - wysoki, piskliwy głos rozniósł się po pomieszczeniu. - Gdzie ona jest, Dołohow?!
- Panie... Panie, nie wiem - wyjąkał mężczyzna, padając na kolana przed Voldemortem. - Ona znikła!
- Nikt nie mógł uciec z tych lochów bez pomocy. Nikt! - warknął, podnosząc różdżkę. - Teraz poznasz prawdziwy gniew Lorda Voldemorta, Dołohow. Crucio!
Mężczyzna upadł na podłogę w konwulsjach, cierpiąc katusze. Dopiero, gdy odwołano zaklęcie, przestał się nagminnie ruszać w każdą stronę i z trudem podniósł się z ziemi.
- Zawołaj mi tu Snape'a, Malfoy'a i Mulcibera, już! - rozkazał, podnosząc ponownie różdżkę. Antonin posłusznie kiwnął głową, potem odbiegł najszybciej jak potrafił.
Wizja się skończyła, pulsujący ból w bliźnie także zaczął słabnął. Harry leżał zlany potem, patrząc się w sufit jak opętany. A więc Malfoy uratował Ginny z własnej woli? A może Voldemort podsunął mu tą wizję, by uśpić jego czujność? Cholera, pomyślał Potter, trzeba będzie go dorwać i dopytać. Przymknął oczy, po czym oddał się w objęcia Morfeusza, gdzie miłość i przyjaźń to jedyne rzeczy warte uwagi.
Pani Weasley obudziła całą trójkę o ósmej. Z racji, iż przez większość nocy nie spali, poranek był dla nich koszmarem na jawie. Ledwo zwlekli się z łóżka, w blasku wschodzącego słońca, by chwilę potem półprzytomnie skierować się do kuchni, gdzie siedziała już część Zakonu. Alastor, Dumbledore, Minerwa, Kinglsey i jakiś czarodziej, którego nie znali.
- Och, jesteście już – w objęcia porwała ich pani Weasley, uśmiechając się promiennie. – Ginny już jutro wychodzi z Munga, profesor Dumbledore przyniósł nam najnowsze wieści.
Gryfoni nic nie powiedzieli, odwzajemnili tylko uśmiech i skierowali się do stołu by spożyć posiłek.
Dwie i pół godziny później zawitali na dworzec King’s Cross, skąd wyjeżdżał co roku ekspres Londyn-Hogwart. Obładowani kuframi, klatkami i kanapkami, gdy nikt nie spoglądał, przebiegli przez barierkę kierującą na peron 9 i ¾. Pociąg już czekał, podobnie jak niektórzy uczniowie. Harry dostrzegł paru Gryfonów z Gwardii, Krukonów a nawet Ślizgonów. Wśród tych ostatnich niemal od razu dostrzegł Pansy Parkinson i Blaise’a Zabiniego. Czyli że, pomyślał Potter, będzie tu także..
- Malfoy! – wycedził przez zęby, wskazując przyjaciołom blond czuprynę znikającą w drzwiach pociągu.
- Czyli jednak przyszedł… - warknął Ron, który momentalnie przyjął postawę osiłka gotowego do potyczki.
- Nie teraz! – syknął. – Znajdźmy sobie jakiś osobny przedział, mam wam coś do powiedzenia – skierował się do obydwojga. – To.. Jest związane z Ginny.
Obydwoje spojrzeli na niego z niekrytym zaskoczeniem, choć po chwili kiwnęli głowami i skierowali się czym prędzej do wejścia, by chwilę potem iść już w głąb pociągu.
Wolny przedział znaleźli dopiero po pięciu minutach, daleko za wejściem. Szybko tam wsiedli i, zostawiwszy bagaże na półkach nad nimi, rozsiedli się wygodnie i spojrzeli na Harry’ego.
- Miałem wczoraj wizję…
- Harry, Dumbledore Ci zawsze powtarzał! Miałeś zamykać świadomość dla Voldemorta – Ron mimo woli skrzywił się na to imię – jak i przeciwko niemu! Czemu tego nie robisz?!
- Hermi, spokojnie – wydukał Ron, spoglądając współczującym wzrokiem na przyjaciela.
- Dzięki, Ron. Jak mówiłem, miałem wczoraj w nocy wizję. Voldemort był wściekły. Ukarał Dołohowa, ukarał go za ucieczkę Ginny.
- Ale to by znaczyło… - zaczęła Hermiona, jakby scena sprzed chwili nie miała miejsca.
- …że Malfoy nie uzyskał od niego żadnych rozkazów – dokończył Ron, uśmiechając się triumfalnie.
- Tak, to prawda. Nie mamy jednak pewności, że Voldemort nie narzucił mi tej sceny. Pamiętacie ministerstwo? Myślałem, że Syriusz został porwany. Okazało się jednak, że to ON wepchnął mi ten obraz… Nie mamy pewności, być może Malfoy’em kierowały jednak rozkazy Voldemorta.
- Nie mamy wyboru. Tak czy inaczej, musimy to z niego wydobyć.
Wszyscy z aprobatą kiwnęli głową, po czym pogrążyli się w rozmowie na temat nadchodzącego roku. Dopiero, gdy Rona i Hermione wezwano na spotkanie prefektów, Harry został sam na sam w przedziale. Miał teraz wystarczająco czasu by to wszystko przemyśleć. Ostatnia wizja zmusiła go do głębszego zastanowienia. Kim tak naprawdę jest Draco Malfoy? Zimnym i nieczułym draniem, arystokratom z krwi i kości jak jego ojciec? Czy może czułym, opiekuńczym chłopakiem, który w głębi duszy pragnie się zmienić, pragnie oderwać się od sadystycznego ojca śmierciożercy, od funkcji „pieska” Czarnego Pana?
Kim był Draco Malfoy?
Nie wiele wiedział o jego życiu, co w sumie, po głębszym zastanowieniu, cieszyło go… Kim był Draco Malfoy? Kim był teraz…?



- Nie wierze, Smoku, uratowałeś wiewiórę? – Pansy otworzyła szeroko oczy, spoglądając w zadumie na Dracona. – Jak to jest? Nikt się nie zorientował? Dwór Czarnego Pana jest patrolowany przez śmierciożerców prawie cały czas.
- Zapomniałaś, Pansy, że ja i Blaise od niedawna siedzimy w tym bagnie po uszy? Nie wypalił nam jeszcze Mrocznych Znaków, ale jesteśmy jego ludźmi. Możemy chodzić po tych korytarzach spokojnie, nie martwiąc się o innych.
Draco siedział oparty o okno i spoglądał na zmieniający się krajobraz. Ekspres Londyn-Hogwart sunął po wzgórzach od dobrych dziesięciu minut. Rozmyślał o swojej ostatniej akcji. Zdradził Potterowi, że jest śmierciożercą, uratował Ginny i być może pokrzyżował plany Voldemorta. Naraził się w ten sposób na straszne tortury z których mógłby już nie wyjść żywym. Teraz, po nocnej przerwie, nie był pewny czy dobrze zrobił.
- Idę się przejść – powiedział, a widząc wstającą Pansy, dodał. – Zostań tutaj, pomarz sobie o Potterze – uśmiechnął się pod nosem widząc jej zaskoczoną minę i wyszedł z przedziału.
Skierował swe kroki w głąb pociągu, gdzie podczas przechadzki chciał w spokoju wszystko przemyśleć. Instynktownie jednak zaszedł gdzieś, gdzie na pewno nie chciał dojść.
Do przedziału Pottera.
Nim zdążył się obejrzeć, był już w zamknięty w przedziale z Harry’m który mierzył do niego różdżką.
- Potter, co ty robisz?! – warknął w jego stronę, kierując się do drzwi.
- Stój! Czemu to zrobiłeś?!
- Co zrobiłem? Och, przykro mi, że musisz cierpieć za błędy przeszłości, Potter – wyszydził mu w twarz. – Ale Twoja mama była tak uległa…
Harry puścił tą obelgę mimo uszu, musiał coś z niego wydobyć, nie mógł popaść w skrajną złość.
- Uratowałeś Ginny, czemu?
Malfoy przypatrywał mu się przez dłuższy moment, jakby dobierając ostrożnie następne słowa. Dopiero po jakimś czasie odezwał się, choć jego głos był słaby i drżący:
- Miałem w tym swój cel, Potter.
- Jaki?
- To… Ujawnię w swoim czasie.
- To on Ci kazał? Voldemort, kumpel Twojego ojca…
- On? Nie. To była moja prywatna inicjatywa, Potter. Dowiesz się w swoim czasie.. – syknął jeszcze, uśmiechnął się ironicznie i wyszedł ze środka, kierując swe kroki z powrotem do swojego przedziału i zostawiając Harry’ego w głębokiej zadumie.
Kilka godzin później pociąg zawitał na stację przy Hogwarcie i chmara uczniów wręcz wyleciała w szatach wyjściowych na peron. Wszyscy czym prędzej zajęli powozy, by już chwilę później podróżować w stronę błoni Hogwartu a potem na wielką ucztę.


Wielka Sala jak zwykle co roku, na przybycie nowych uczniów, była bajecznie udekorowana. Stoły przykryte zastawą, ozdoby w kolorach każdego domu, jakieś drobne wizualne poprawki w ciemniejszych kątach.
Wszyscy wyczekiwali uczty, choć, jak już zdążyli się zorientować, następuje ona dopiero po pieśni Tiary, po wybraniu domów dla nowych uczniów i po powitaniu Dumbledore’a. Dlatego też, każdy rozsiadł się wygodnie i spojrzał na podium. Stara Tiara już leżała na stołku i wyczekiwała odpowiedniego momentu.
W końcu przemówiła, a jej głos rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Lat temu tysiąc z górą,
Gdy jeszcze nowa byłam,
Założycieli tej szkoły
Przyjaźń szczera łączyła.
Jeden im cel przyświecał
I jedno mieli pragnienie,
By swą wiedzę przekazywać
Przyszłym Pokoleniom.
„Razem będziemy budować!
Wiedzy pochodnię nieść!
Razem będziemy nauczać
I wspólne życie wieść”
Gdzie szukać takiej zgody
I tak głębokiej przyjaźni:
Czworo myślących zgodnie
I nie znających waśni.
Gryffindor i Slytherin
Zgadzali się nawet w snach,
I zawsze widziano razem
Ravenclaw i Hufflepuff.
Jak więc taka przyjaźń
Już wkrótce się rozpadła?
Tego młodzież dzisiejsza
Przenigdy by nie odgadła.
Slytherin nagle oświadcza,
Że ani mu się śni,
Nauczać magii takich,
Co nie są czystej krwi.
Ravenclaw na to rzeczę,
Że bystrych nauczać chce,
Gryffindor, że ceni dzielność
Bardziej niż czystą krew.
Hufflepuff chce uczyć wszystkich,
Jak głośno oświadczyła
Sporu nie rostrzygnięto
Ja tego świadkiem byłam.
Bo każdy z założycieli
W domu swym rządzić chce,
Każdy przy swoim wyborze
Do końca upiera się
Slytherin przyjmuje takich,
Co czystą krew mają
Co mają więcej sprytu
Od uczniów domów trzech,
Ravenclaw bystrych ceni,
Gryffindor dzielnych chce,
A Hufflepuff resztę uczy
Wszystkiego co sama wie.
Tak więc spór zakończono
I przyjaźń umocniła,
Harmonia do Hogwartu
Na wiele lat powróciła.
Lecz później znów niezgoda
Wśród czworga się zakrada,
Na błędach wykarmiona,
Czai się w sercach zdrada.
Domy, co jak filary
Dzielnie wspierały szkołę,
Zaczęły sobie nawzajem
Narzucać swą wolę.
I już się wydawało,
Że koniec szkoły bliski,
Że odtąd druh druhowi
Stanie się nienawistny,
Że miecz o miecz uderzy
I wnet poleje się krew,
Gdy wtem Slytherin stary
Odchodzi z zamku precz.
I choć ucichły waśnie,
Choć spory wygaszono,
Odtąd we wspólnym dziele
Już nigdy nie jednoczono.
I dotąd zgodna czwórka
Niezgodną trójką się stała,
I odtąd domy Hogwartu
Dzieli różnica niemała.
A teraz mnie posłuchajcie,
Wybiła wasza godzina.
Czytajcie znaki czasu,
Poczujcie grozy tchnienie,
Bo dzisiaj Hogwart cały
Osunęły złowróżebne cienie.
Wróg z zewnątrz na nas czyham
Śmiertelny gotując nam cios,
Musimy się zjednoczyć,
By złowrogi odwrócić los.
Wyznałam wam całą prawdę
Niczego nie ukryła
I Ceremonię Przydziały
Za chwilę rozpoczynam.
Po ostatnich słowach tiary rozległ się głośny aplauz. Po raz pierwszy od wieków Tiara przydziału powiedziała coś naprawdę ważnego.
- Trochę się rozgadała.. – mruknęli w tej samej chwili Draco i Harry, wyłączając się już z myślenia.

3 komentarze:

  1. Ciekawe, jaki cel przyświecał Draconowi. A może się zakochał? Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Voldemort jest wściekły, Malfoy zrobił się szlachetny (trochę)...
    Piosenka kochanej Tiary. Tak, się rozgadała. I znowu kazała się łączyć w przyjaźni.
    Cóż, wiem, że się powtarzam, ale naprawdę genialny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super!Opowiadanie jest genialne! Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń