Ta noc była pierwszą od dłuższego czasu, gdzie poczuł
delikatność kobiety. Nękany przez rodzinną tragedię, nie zwracał większej uwagi
na otaczające go piękności. Teraz, odprowadzał swą ukochaną do jej domostwa.
Wracali z francuskiej restauracji, gdzie tego wieczoru zjedli kolację.
Romantyk.
- Kochanie, o czym myślisz? – czyjś głos wyrwał go z odmętów
ciemności.
- O Tobie – odparł krótko i przytulił mocno. Dotarli pod jej
dom.
- Jesteś słodki… - wymruczała mu do ucha, powodując uśmiech
na twarzy młodzieńca.
- Chodzą takie plotki – odparł, obejmując ją czule. – Będę
się zbierał.
- Może… chcesz wpaść?
Chwyciła go za rękę i nie czekając na odpowiedź, otworzyła drzwi,
wchodząc do środka. Skierowała swe kroki do pokoju na piętrze, gdzie postawiła
chłopaka. Samemu znikła w kuchni którą miała dobudowaną do własnego pokoju,
zostawiając chłopaka który z ciekawością rozejrzał się po pomieszczeniu. Był on
raczej dość obszernym pomieszczeniem, mieszczącym po prawej stronie dużą sofę,
po lewej łoże z aksamitną pościelą. Wszystko w odcieniach szmaragdu i srebra, z
domieszką czarnego.
- Chcesz czegoś? – dziewczyna weszła do pokoju i spojrzała
wyczekująco na chłopaka.
- Jest taka jedna rzecz… - spojrzał Prost w oczy dziewczyny,
unosząc dwuznacznie brwi.
- Mhm? – uśmiechnęła się uroczo.
- Jest to słodkie, piękne…
- Cóż to jest? – zapytała, unosząc brwi i uśmiechając się
jeszcze szerzej.
- Nie wiem, czy Ci to powiedzieć.
- Proooszę… - na scenę weszły maślane oczy.
- Dobrze więc – dziewczyna wstrzymała oddech. – Chce… Ognistej.
- Wiesz, że jesteś wredny? – prychnęła na chłopaka. – Bardzo
wredny!
- Urok osobisty, kochana…
Nadąsała się, założyła ręce na pierś i siadła obrażona na
kanapę.
- Piękna…? – chłopak prędko doskoczył do siedzenia. –
Przecież wiesz, że to o Tobie mówiłem.
- Nie rób mi tego więcej… - odwróciła głowę i parsknęła
śmiechem. – Bo na zawał zejdę…
- Dobrze – wymruczał jej do ucha, składając drobny pocałunek
na policzku.
Późniejsze pocałunki doprowadziły jednak do całkowicie innej
sytuacji. W wirze wydarzeń, oboje w trybie natychmiastowym pozbyli się ubrań i
legli na łóżku.
Tam chłopak spojrzał na zarumienioną dziewczynę, po czym
delikatnie wszedł w nią, dopełniając ich przeznaczenie..
Kochali się namiętnie przez pół nocy, zasypiając dopiero
około czwartej nad ranem. Złączeni i okryci wyglądali naprawdę słodko.
Pierwszy obudził się chłopak, który niemal natychmiast
przypomniał sobie wydarzenia minionej nocy. Uśmiechnął się pod nosem, gładząc
skórę kochanki. Pachniała tak pięknie, tak odurzająco.
- Koch… - szepnął jej do ucha, jednak od razu przestał. W
korytarzu rozległ się krzyk.
- Wstawać, wstawać! – i nim się obejrzeli, do pokoju wpadł
jego przyjaciel.
- Ja Cię kiedyś zabije… - warknął chłopak, okrywając
dziewczynę i wyskakując z łoża.
- Prędzej zrobi to Czarny Pan. Draco… On nas wzywa…
***
- Gdzie on jest?! – Dołohow wyleciał z kominka jak z armaty,
wpadając na jeden z regałów. Tuż za nim przeszło jeszcze dwóch pełnoprawnych
śmierciożerców, Avery i Mulciber oraz dwóch nowych, Draco i Blaise. Nie mieli
jeszcze mrocznego znaku, co oznaczało iż Czarny Pan nie ufa im jeszcze w stu
procentach. Może to i dobrze…
- Na zakupach, Dołohow! Wyszedł niedawno, pewnie jest u
Gringotta!
Warknął przeciągle, potem niewiele myśląc, wyleciał z
budynku jak oszalały.
***
Ginny wraz z przyjaciółmi i rodzicami przybyła do banku
Gringotta, drugiego – zaraz za Hogwartem – najbezpieczniejszego miejsca na
świecie, a przynajmniej w Anglii. Choć i to miejsce nie uważano już w pełni za
bezpieczne po powstaniu Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Wszystko się
zmieniało, nie zawsze na lepsze.
Obie dziewczyny rozpoczynały pochód, dumnie krocząc na samym
początku. W środku szedł Harry i Ron, którzy jak zwykle gawędzili na temat Quidditch'a,
a na samym końcu, państwo Weasley.
Skrzaty, które od wieków zajmowały się bankiem, spoglądały
surowo na przybyłych, choć żadne słowo nie wyleciało z ich ust.
- Dzień dobry – zaczęła Molly. – Chcielibyśmy odwiedzić
nasze skrytki – położyła na blacie dwa kluczki. Jeden Harry’ego, drugi jej
rodziny.
- Proszę za mną – zaskrzeczał w odpowiedzi skrzat, szybko
chwytając klucze i znikając w wejściu do podziemi.
***
Po niecałej godzinie zwiedzania skrytek, cała rodzina wyszła
z banku. Słońce, które do tego czasu było ukryte w chmurach, wyszło leniwie nad
horyzont, oświetlając uliczki Pokątnej i dodając uroku krajobrazowi. Wędrowali
teraz do Esów i Floresów, gdzie mieli zakupić książki na nowy semestr.
Weszli do środka, gdzie spotkali już na starcie Seaumsa
Finnegana, Lee Jordana i Deana Thomasa. Wszyscy oni właśnie wychodzili ze
sklepu obładowani księgami.
- Uważajcie, ten tłum jest dość… dziki.. – rzucił jeszcze na
odchodne Finn nim znikł w alejce.
Miał rację. Tłum pierwszoroczniaków którzy tego roku mieli
zawitać do Hogwartu był przeogromny, stłoczony ciasno obok siebie, czekający na
swoją kolej. Wszyscy głośno westchnęli i stanęli w kolejce.
***
Ich pobyt w księgarni nie trwał zbyt długo. Nie minęło
dwadzieścia minut, gdy wszyscy jak jeden duch, spojrzeli na zewnątrz. Na alejce
zaczęło się coś dziać, tłumy czarodziejów uciekało w popłochu przed…
śmierciożercami. Harry, Ron, Ginny i Hermiona wyciągnęli pośpieszne różdżki i
wylecieli na podwórze, gdzie od razu natknęli się na Dołohowa i jego ludzi.
- Ho, ho, ho… Wielki Pan Potter! – warknął, mierząc do niego
magicznym kijkiem. – Czarny Pan oczekuje, że wreszcie Cię przyprowadzimy. Oddaj
nam się po dobroci, a nic Ci się nie stanie!
- Jasne, nic się nie stanie… - szepnął chłopak, stawiając
pierwszy krok w ich stronę. – Po prostu zabijecie moich przyjaciół, podobnie
jak mnie. Potem zniewolicie całą rasę czarodziei, a „szlamy” i inne stworzenia
zabijecie, lub zmusicie do służenia. Nie, dzięki…
Avery podczas tego monologu zrobił się wyjątkowo czerwony.
Nie myśląc długo, wymierzył w Potter’a i ryknął:
- Avada Kedavra!
Chłopak szybko odskoczył na bok, wymierzając w
śmierciożerców.
- Drętwota!
Pierwszy śmierciożerca, Mulciber, odleciał kilka metrów do
tyłu, ogłuszony. Teraz państwo Weasley, jak i trójka Gryffindoru z Ginny na
czele, zrobiła klin i rzucała najróżniejsze zaklęcia. Musieli się bronić aż do przybycia Aurorów,
czyli jeszcze przez chwilę.
Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem, jak zakładano
na początku. W chwili gdy przybyli Aurorzy z KInglsey’em na przodzie, Dołohow
porwał Ginny w swoje ramiona i aportował się z charakterystycznym trzaskiem.
Nim ktokolwiek się zorientował, nie było już całej bandy..
- Ginny… - wyjąkał Harry, spadając na kolana i zanosząc się
szlochem - …nie ma. Porwano ją!
Prawilnie bro !
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńJak on śmiał porwać Ginny?! Mam nadzieje, że nie każesz nam zbyt długo czekać na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńBoże Ginny :< tak nie wolno!Jestem oburzona.
OdpowiedzUsuńA no i dodam, że wstęp mnie urzekł nie wiem do końca dlaczego, ale tak właśnie jest,
A no i jeszcze jedno śliczny wygląd bloga...taki na prawdę magiczny^^
PS jeśli masz ochotę to zapraszam na nowy rozdział^^
14. "Wiesz co, Lilka? Zachowujesz się zupełnie jak kobieta."
http://w-milosci-kazdy-krok-ma-znaczenie.blogspot.com/
Kisses:*
Lily
WoW - moja pierwsza reakcja po przeczytaniu tego. Co mnie rozwaliło? ,,Zakupy". Uwielbiam takie teksty.
OdpowiedzUsuńBiedna Gin! Jaki brutal odważył się ją porwać! Toż to powinno być karalne!