środa, 21 stycznia 2015

Rozdział I



Otworzyła oczy. Nad nią stała Molly Weasley, jej najukochańsza matka. W drzwiach do pokoju spoczywała jej rodzina, jak i przyjaciele. Ojciec Artur, łysiejący już powoli mężczyzna, z czułością spoglądał na swoją jedyną córkę, zlaną potem, z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Uśmiechał się do niej słodko, tak, jak tylko prawdziwy ojciec potrafi. Obok niego stali bliźniacy, Fred i George, którzy z trudem powstrzymywali śmiech. Westchnęła.
Kochała bliźniaków, jak mało kto na świecie. To oni ją pocieszali, gdy za drugiego roku została porwana do Komnaty Tajemnic, to oni zawsze i wszędzie chronili ją przed złym. Był jednakże też taki czas, że miała ochotę zadusić ich, bądź rzucić wymyślną, czarno magiczną klątwę. I Ron… Rok starszy od nich, najlepszy przyjaciel wybrańca, podkochujący się w Lavender Brow, domu Gryffindor. Był dla niej ważny, tak… Ale podobnie jak z bliźniakami, niejednokrotnie chciała go czymś poważnie zranić. Powstrzymywał ją fakt, że był jej bratem. On się nie śmiał, twarz miał poważną, zamyśloną.
‘’Nowość’’ - przeszło przez myśl rudowłosej.
Przetarła oczy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, dlaczego cała jej rodzina ni stąd ni zowąd pojawiła się w jej pokoju. To był koszmar. Przerażający, taki realistyczny… teraz codzienny. Odkąd zaczęły się wakacje, noce, które Ginny nie spędziła na płakaniu, koszmarach i ciągłym strachu, można było zliczyć na placach rąk. Śniła o tym wiele razy, wszystko kończyło się podobnie. Harry cierpiał.
- Ron… - wyszeptała, co jednak nie uszło uwagi braciom. Bliźniacy w końcu wybuchli, Ron spojrzał na nią pytającym wzrokiem. – Gdzie Harry? – kolejny głośny wybuch śmiechu u jej braci – Gdzie Hermiona?
Rudzielec spojrzał na nią wzrokiem, który wyrażał wiele. Smutek, żal, rozczarowanie i… przeproszenie? Dziewczyna tego nie rozumiała.
- Tu jesteśmy, Ginn. – usłyszała głos  przyjaciółki, która chwilę potem wyszła zza pleców Artura, trzymając za dłoń… bruneta!
- Jak się cieszę, że Cię widzę… - mruknęła, dopiero wtedy zdając sobie sprawę z tego, co robią jej przyjaciele. – Wy.. jesteście razem?
Wszyscy zamarli, bliźniacy przestali się śmiać i z powagą spoglądali na swoją siostrzyczkę.  Wszyscy Weasleyowie wiedzieli, co ich najmłodsza latorośl czuła do zielonookiego. Także para o tym wiedziała, dlatego teraz stała zakłopotana.
- T-Tak… - wydukała cicho, jej to jednak wystarczyło.
- Jak… - zaczęła - …się cieszę!
Rudowłosa wyskoczyła z łóżka i pognała w skąpej koszuli – zakrywającej jej ciało jedynie do połowy uda – do przyjaciół. Oboje objęła, potem przytuliła się. Tym uczynkiem zbiła z tropu wszystkich w tym pokoju.
- Nie masz nam tego za złe? – z transu pierwszy wyszedł Harry, spoglądając niepewnie na przyjaciółkę.
Ruda odczepiła się od przyjaciół, spoglądając im Prost w oczy.
- Nie? Czemu miałabym być zła? Kochacie się, a to najważniejsze! – obdarzyła ich ciepłym uśmiechem.
To prawda, nie miała im tego za złe. Odczuwała żal, że to nie jej wybrał wybraniec. Kochała go od pierwszego spotkania, wiele lat temu. Od tamtego czasu, wiele się zdarzyło. Porwanie, Komnata, ucieczka Syriusza, turniej trójmagiczny… Gwardia, Umbrige i jego związek z Cho. Wszystko przebolała, z nadzieją że kiedyś będą razem. To nie nastąpiło. On związał się z Hermioną. Ale nie żałowała. Skoro ją kochał, był szczęśliwy. Nie zniszczy ich szczęścia swoim szczeniackim zachowaniem.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszymy, że nie musimy już tego ukrywać! – tym razem to brązowooka się odezwała. Przytuliła mocno przyjaciółkę, potem wszystkich wygoniła. Zostały we dwie.
***
Dziewczyny siedziały już dobre kilka godzin w swoim pokoju, ani myśląc o tym, by stąd wychodzić. Hermiona siedziała z Ginny na łóżku, opowiadając każdy fragment ich spotkania.
- To było pod koniec naszego szóstego roku. Wybraliśmy się wtedy na błonie, Harry chciał mi coś pilnie pokazać. Zabrał mnie pod taki stary dąb, bardzo piękny… - westchnęła na wspomnienie. – Zaskoczył mnie. Przyszykował wszystko o czym marzyłam – tak, dostał za to, że mi się włamał do myśli  - dodała szybko, widząc roześmianą mordkę przyjaciółki. – To był już wieczór, noc gwieździsta, piękna i nieprzewidywalna. Siedliśmy na kocu, otworzyliśmy wino – tak, było – i zaczęliśmy rozmawiać… On był taki romantyczny!
- I? Kiedy Ci to wyznał?!
- Dopiero po dwóch godzinach, gdy powoli zbierałam się do powrotu. Wstałam, otrzepałam ciuchu z kruszynek po jedzeniu i ruszyłam. Złapał mnie wtedy za nadgarstek, delikatnie i czule. Spojrzał mi w oczy i wymówił te dwa magiczne słowa… ‘’Kocham Cię’’. Byłam zaskoczona, ale… szczęśliwa! Wyobrażasz to sobie? Nigdy nie myślałam, że stanę się kimś więcej niźli przyjaciółką!
Rudej nie schodził uśmiech z twarzy, choć w głębi serca poczuła żal. Wymarzona scena.
- On jest taki słodki… - zaśmiała się.
- To prawda – odparła Granger. – Nie wyobrażam sobie bez niego dalszego życia!
Obie zachichotały i pogrążyły się w dalszej rozmowie. Dopiero po dwóch godzinach usłyszeli wołanie pani Weasley. Spojrzały na zegarek. Czas kolacji! Przesiedziały w pokoju prawie cały dzień, rozmawiając i plotkując o chłopakach. Szybko się zebrały i zeszły na dół.

Mieszkali na Grimmuald Place, toteż zejście do kuchni zajęło im trochę dłużej, niźli jakby mieszkali w Norze. Jednakże… ogrom osób, które przybyły na dzisiejszy posiłek przerósł oczekiwania dziewczyn.
Wśród tych wszystkich osób, dostrzegły sylwetki Albusa Dumbledore’a, dyrektora Hogwartu, Syriusza, chrzestnego Harrego, Snape’a – znienawidzonego nietoperza z lochów, Minerwy - wicedyrektorki i nauczycielki transmutacji, Nimfadory i Remusa Lupinów, Alastora Moody’ego, a nawet Kingsleya Shacklebolta, czarnoskórego Aurora. Było też paru członków, których żadne z nich nie kojarzyło nawet z widzenia. Wszyscy zasiadali do stołu.
- O, Harry… - czyjś głos spowodował, że wszyscy jednomyślnie zamilczeli, powstali i spojrzeli na bruneta, który – o dziwo – wytrzymał presję spojrzeń i spokojnie wszedł do kuchni. – Siadaj tu, chłopcze…
To był Syriusz, który uśmiechając się dziarsko, podsunął chrześniakowi siedzenie.
- Eee… Witam wszystkich – zaczął Potter – na dzisiejszej kolacji…
Większość wybuchła śmiechem, potem zasiadła na dobre do stołu.
***
Posiłek odbył się we wspaniałej atmosferze. Nie wspominano o Voldemorcie, ani o sprawach Zakonu Feniksa. Jedli, rozmawiali, śmiali się, jakby okrutna wizja wojny nigdy nie miała miejsca. Dopiero po jakimś czasie powstał pewien staruszek, który serdecznym uśmiechem spojrzał spod swoich okularów połówek na całą hołotę.
- Witam wszystkich, jak i każdego z osobna na dzisiejszym spotkaniu Zakonu – zaczął, na co wszyscy westchnęli. – Dzisiaj, tak krótko przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego, a co za tym idzie, nowego rozdziału w naszym życiu – zważając na fakt, iż Lord Voldemort nadal zbiera siły – chciałbym omówić pewną ważną sprawę… - tu spojrzał na trójkę Gryfonów, którzy zbierali się do wyjścia.
- Albusie! Ty chyba nie zamierzasz…? – Molly rozszerzyła oczy ze zdziwienia, spoglądając przerażonym wzrokiem na dyrektora.
- Tak, zamierzam… - odparł krótko, dodając po chwili - …Naszych Gryfonów proszę o pozostanie na miejscu.
Ci, jakby spodziewając się ochrzanu, zamarli w pół kroku, spoglądając martwo na Dumbledore’a.
- Usiądźcie! – wykonali posłusznie polecenie, zajmując swoje ówczesne miejsca. – Mam do was ważne pytanie, moje drogie dzieci. Dlatego, proszę was… Upewnijcie się, że odpowiadacie zgodnie z własnym sumieniem. Czy…. Czy chcecie wstąpić do Zakonu?
W Sali wybuchło zamieszanie, wszyscy otępieni, spoglądali na dyrektora, nie wierząc zbytnio w ich słowa.
- Albusie… - teraz Minerwa wtrąciła swe słowa. Nie dokończyła, wszedł jej w słowo.
- Nie, Minerwo. Cała trójka skończyła już siedemnaście lat, są pełnoletni – zaczął. – Mogą decydować pełnoprawnie o swoim życiu.
- Ale oni są jeszcze tacy młodzi… - jęknęła przeciągle pani Weasley.
- Cała trójka zrobiła dla nas więcej w ciągu siedmiu lat, odkąd chodzą do Hogwartu, niźli starania innych – odparł sprawnie. – Na pierwszym roku nie dopuścili do wykradnięcia kamienia Filozofów, na drugim pokonali bazyliszka, ratując twoją córkę. Na czwartym Harry osobiście stoczył bój z Voldemortem, sprowadzając ciało Diggory’iego z powrotem. Na piątym, w Ministerstwie też sobie poradził! Oni nie są już dziećmi, zwłaszcza on.  Wycierpiał najpewniej wiele więcej od nas wszystkich razem wziętych. Stracił rodziców, prawie stracił Syriusza….
- I ty chcesz go jeszcze wprowadzić w Zakon? By cierpiał więcej?! – Minerwa była bliska szału.
- Tak, bowiem wierzę, że cała trójka gotowa jest walczyć o swoje przyszłe szczęście – teraz jego głos stał się jeszcze poważniejszy i, nie zważając na protesty innych, znów skierował się do Gryfonów. – A więc pytam, czy jesteście gotowi wstąpić do Zakonu?
- Tak! – odparł pewnie Ron. – Nie pozwolę skrzywdzić swojej rodziny, będę walczył!
- Tak… - mniej pewnym tonem odparła szatynka.
Wszystkie oczy zwróciły się ku Potterowi, który najwyraźniej pogrążony był w głębokim zamyśleniu.
- Tak – mruknął. – Znam swoje przeznaczenie, profesorze. Żyjąc lub ginąc, postaram się was wszystkich uratować, byście cieszyli się zdrowiem i szczęściem w starości.
- Dziecko, nie możesz się poświęcać dla całego świata… - zaczęła Molly.
- Mogę. Nawet chyba muszę! On nie odpuści, a ja jestem jedynym, który może go pokonać… Nie liczy się moje dobro, nie liczy się moje życie. Liczycie się wy, liczą się wasze rodziny… Liczysz się ty… - ostatnie słowa skierował do Hermiony, która oblała się szkarłatnym rumieńcem. Chłopak uśmiechnął się zadziornie, spoglądając w jej czekoladowe oczy.
- Harry... - uśmiechnęła się nieśmiało - Może nie tak publicznie?
Ginny dłużej nie wytrzymała, zaśmiała się perliście, za co została spiorunowana wzrokiem przyjaciółki.
- Czyli wszystko ustalone! – starzec klasnął w dłonie i pogładził brodę. – Potem wszystko omówimy. Teraz jedzmy i rozmawiajmy dalej, jak gdyby nigdy nic…

6 komentarzy:

  1. I co ja mam z Tobą zrobić? Prolog mnie urzekł i nawet wybaczyłam mu ten błąd w postaci "nasuwały jej się na mózg" zamiast na myśl. Muszę przyznać, że rozdział I zdecydowanie mnie rozczarował. Nie pod względem treści i sytuacji w nim opisanych. Powiem szczerze, że opowiadania, w którym Hermiona jest z Harrym jeszcze nie czytałam i jestem bardzo ciekawa jak to uczucie się rozwinie. Jednak w tym rozdziale nie można przejść obojętnie obok ilości występujących w tekście błędów. Proponuję przed publikacją kolejnych rozdziałów przeczytać je sobie na głos. To naprawdę pomaga! Zawsze też można poszukać sobie bety - osoby, która będzie czytać rozdział przed publikacją i sprawdzała go pod kątem wszelakich błędów. To nie musi być ktoś obcy, zawsze można poprosić kogoś w swoim otoczeniu, np. przyjaciela.

    Mam nadzieję, że z każdym kolejnym rozdziałem będzie coraz lepiej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej . Zapraszam Was też do mnie. Pisze bloga o świecie Harrego po Voldemorcie. Są tam postacie z poza głównego nurtu , opowiadanie jest dość lekki choć potem coraz więcej jest dorosłej miłości i akcji. Zapraszam do czytania i jeśli ktoś to zrobi bardzo proszę też o jakiś komentarz.
    PS I nie zatrzymujcie się na powitaniu.
    http://nowaprzy.blogspot.com/2015/01/luna-i-nevill.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Cię do LBA, szczegóły: http://granger-malfoy-po-latach.blog.onet.pl/zapowiedz-i-liebster-blog-award/

    OdpowiedzUsuń
  4. Uważam, że pierwszy rozdział mógłby zawierać prolog, bo z tego co widzę, to po prostu kontynuacja. Za dużo stawiasz przecinków, ale to jest do przeżycia. Jednakże literówki! Zanim opublikujesz tekst, zostaw go i po dwóch godzinach przeczytaj, wtedy wyłapiesz błędy. Mam nadzieje, że będzie tylko lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to ma w jakiś sposób być kontynuacja :P Dopiero w późniejszych rozdziałach akcja przeniesie się na większe odległości, teraz pomiędzy rozdziałami różnica czasu to parę godzin :D

      Usuń
  5. Pierwszy rozdział = genialny rozdział!
    Harry i Hermiona. Jakoś mi oni do siebie nie pasują, ale dobra, przeboleję ;)
    Cóż, zapowiada się ciekawie i lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń