Otworzyła oczy. Nad nią stała Molly Weasley, jej najukochańsza
matka. W drzwiach do pokoju spoczywała jej rodzina, jak i przyjaciele. Ojciec
Artur, łysiejący już powoli mężczyzna, z czułością spoglądał na swoją jedyną
córkę, zlaną potem, z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Uśmiechał się do niej
słodko, tak, jak tylko prawdziwy ojciec potrafi. Obok niego stali bliźniacy,
Fred i George, którzy z trudem powstrzymywali śmiech. Westchnęła.
Kochała bliźniaków, jak mało kto na świecie. To oni ją pocieszali,
gdy za drugiego roku została porwana do Komnaty Tajemnic, to oni zawsze i
wszędzie chronili ją przed złym. Był jednakże też taki czas, że miała ochotę
zadusić ich, bądź rzucić wymyślną, czarno magiczną klątwę. I Ron… Rok starszy od
nich, najlepszy przyjaciel wybrańca, podkochujący się w Lavender Brow, domu Gryffindor.
Był dla niej ważny, tak… Ale podobnie jak z bliźniakami, niejednokrotnie
chciała go czymś poważnie zranić. Powstrzymywał ją fakt, że był jej bratem. On
się nie śmiał, twarz miał poważną, zamyśloną.
‘’Nowość’’ - przeszło przez myśl rudowłosej.
Przetarła oczy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, dlaczego cała
jej rodzina ni stąd ni zowąd pojawiła się w jej pokoju. To był koszmar.
Przerażający, taki realistyczny… teraz codzienny. Odkąd zaczęły się wakacje,
noce, które Ginny nie spędziła na płakaniu, koszmarach i ciągłym strachu, można
było zliczyć na placach rąk. Śniła o tym wiele razy, wszystko kończyło się
podobnie. Harry cierpiał.
- Ron… - wyszeptała, co jednak nie uszło uwagi braciom. Bliźniacy
w końcu wybuchli, Ron spojrzał na nią pytającym wzrokiem. – Gdzie Harry? –
kolejny głośny wybuch śmiechu u jej braci – Gdzie Hermiona?
Rudzielec spojrzał na nią wzrokiem, który wyrażał wiele. Smutek,
żal, rozczarowanie i… przeproszenie? Dziewczyna tego nie rozumiała.
- Tu jesteśmy, Ginn. – usłyszała głos przyjaciółki, która chwilę potem wyszła zza
pleców Artura, trzymając za dłoń… bruneta!
- Jak się cieszę, że Cię widzę… - mruknęła, dopiero wtedy zdając
sobie sprawę z tego, co robią jej przyjaciele. – Wy.. jesteście razem?
Wszyscy zamarli, bliźniacy przestali się śmiać i z powagą
spoglądali na swoją siostrzyczkę. Wszyscy Weasleyowie wiedzieli, co ich
najmłodsza latorośl czuła do zielonookiego. Także para o tym wiedziała, dlatego
teraz stała zakłopotana.
- T-Tak… - wydukała cicho, jej to jednak wystarczyło.
- Jak… - zaczęła - …się cieszę!
Rudowłosa wyskoczyła z łóżka i pognała w skąpej koszuli –
zakrywającej jej ciało jedynie do połowy uda – do przyjaciół. Oboje objęła,
potem przytuliła się. Tym uczynkiem zbiła z tropu wszystkich w tym pokoju.
- Nie masz nam tego za złe? – z transu pierwszy wyszedł Harry, spoglądając
niepewnie na przyjaciółkę.
Ruda odczepiła się od przyjaciół, spoglądając im Prost w oczy.
- Nie? Czemu miałabym być zła? Kochacie się, a to najważniejsze! –
obdarzyła ich ciepłym uśmiechem.
To prawda, nie miała im tego za złe. Odczuwała żal, że to nie jej
wybrał wybraniec. Kochała go od pierwszego spotkania, wiele lat temu. Od tamtego
czasu, wiele się zdarzyło. Porwanie, Komnata, ucieczka Syriusza, turniej trójmagiczny… Gwardia, Umbrige i jego związek z Cho. Wszystko przebolała, z
nadzieją że kiedyś będą razem. To nie nastąpiło. On związał się z Hermioną. Ale
nie żałowała. Skoro ją kochał, był szczęśliwy. Nie zniszczy ich szczęścia swoim
szczeniackim zachowaniem.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszymy, że nie musimy już tego
ukrywać! – tym razem to brązowooka się odezwała. Przytuliła mocno przyjaciółkę,
potem wszystkich wygoniła. Zostały we dwie.
***
Dziewczyny siedziały już dobre kilka godzin w swoim pokoju, ani
myśląc o tym, by stąd wychodzić. Hermiona siedziała z Ginny na łóżku,
opowiadając każdy fragment ich spotkania.
- To było pod koniec naszego szóstego roku. Wybraliśmy się wtedy
na błonie, Harry chciał mi coś pilnie pokazać. Zabrał mnie pod taki stary dąb,
bardzo piękny… - westchnęła na wspomnienie. – Zaskoczył mnie. Przyszykował
wszystko o czym marzyłam – tak, dostał za to, że mi się włamał do myśli - dodała szybko, widząc roześmianą mordkę
przyjaciółki. – To był już wieczór, noc gwieździsta, piękna i nieprzewidywalna.
Siedliśmy na kocu, otworzyliśmy wino – tak, było – i zaczęliśmy rozmawiać… On
był taki romantyczny!
- I? Kiedy Ci to wyznał?!
- Dopiero po dwóch godzinach, gdy powoli zbierałam się do powrotu.
Wstałam, otrzepałam ciuchu z kruszynek po jedzeniu i ruszyłam. Złapał mnie
wtedy za nadgarstek, delikatnie i czule. Spojrzał mi w oczy i wymówił te dwa
magiczne słowa… ‘’Kocham Cię’’. Byłam zaskoczona, ale… szczęśliwa! Wyobrażasz
to sobie? Nigdy nie myślałam, że stanę się kimś więcej niźli przyjaciółką!
Rudej nie schodził uśmiech z twarzy, choć w głębi serca poczuła
żal. Wymarzona scena.
- On jest taki słodki… - zaśmiała się.
- To prawda – odparła Granger. – Nie wyobrażam sobie bez niego
dalszego życia!
Obie zachichotały i pogrążyły się w dalszej rozmowie. Dopiero po
dwóch godzinach usłyszeli wołanie pani Weasley. Spojrzały na zegarek. Czas
kolacji! Przesiedziały w pokoju prawie cały dzień, rozmawiając i plotkując o chłopakach.
Szybko się zebrały i zeszły na dół.
Mieszkali na Grimmuald Place, toteż zejście do kuchni zajęło im
trochę dłużej, niźli jakby mieszkali w Norze. Jednakże… ogrom osób, które
przybyły na dzisiejszy posiłek przerósł oczekiwania dziewczyn.
Wśród tych wszystkich osób, dostrzegły sylwetki Albusa Dumbledore’a,
dyrektora Hogwartu, Syriusza, chrzestnego Harrego, Snape’a – znienawidzonego nietoperza
z lochów, Minerwy - wicedyrektorki i nauczycielki transmutacji, Nimfadory i Remusa Lupinów, Alastora Moody’ego, a nawet
Kingsleya Shacklebolta, czarnoskórego Aurora. Było też paru członków, których
żadne z nich nie kojarzyło nawet z widzenia. Wszyscy zasiadali do stołu.
- O, Harry… - czyjś głos spowodował, że wszyscy jednomyślnie
zamilczeli, powstali i spojrzeli na bruneta, który – o dziwo – wytrzymał presję
spojrzeń i spokojnie wszedł do kuchni. – Siadaj tu, chłopcze…
To był Syriusz, który uśmiechając się dziarsko, podsunął
chrześniakowi siedzenie.
- Eee… Witam wszystkich – zaczął Potter – na dzisiejszej kolacji…
Większość wybuchła śmiechem, potem zasiadła na dobre do stołu.
***
Posiłek odbył się we wspaniałej atmosferze. Nie wspominano o
Voldemorcie, ani o sprawach Zakonu Feniksa. Jedli, rozmawiali, śmiali się,
jakby okrutna wizja wojny nigdy nie miała miejsca. Dopiero po jakimś czasie
powstał pewien staruszek, który serdecznym uśmiechem spojrzał spod swoich okularów
połówek na całą hołotę.
- Witam wszystkich, jak i każdego z osobna na dzisiejszym
spotkaniu Zakonu – zaczął, na co wszyscy westchnęli. – Dzisiaj, tak krótko
przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego, a co za tym idzie, nowego rozdziału w
naszym życiu – zważając na fakt, iż Lord Voldemort nadal zbiera siły –
chciałbym omówić pewną ważną sprawę… - tu spojrzał na trójkę Gryfonów, którzy
zbierali się do wyjścia.
- Albusie! Ty chyba nie zamierzasz…? – Molly rozszerzyła oczy ze
zdziwienia, spoglądając przerażonym wzrokiem na dyrektora.
- Tak, zamierzam… - odparł krótko, dodając po chwili - …Naszych
Gryfonów proszę o pozostanie na miejscu.
Ci, jakby spodziewając się ochrzanu, zamarli w pół kroku,
spoglądając martwo na Dumbledore’a.
- Usiądźcie! – wykonali posłusznie polecenie, zajmując swoje
ówczesne miejsca. – Mam do was ważne pytanie, moje drogie dzieci. Dlatego, proszę
was… Upewnijcie się, że odpowiadacie zgodnie z własnym sumieniem. Czy…. Czy
chcecie wstąpić do Zakonu?
W Sali wybuchło zamieszanie, wszyscy otępieni, spoglądali na
dyrektora, nie wierząc zbytnio w ich słowa.
- Albusie… - teraz Minerwa wtrąciła swe słowa. Nie dokończyła,
wszedł jej w słowo.
- Nie, Minerwo. Cała trójka skończyła już siedemnaście lat, są
pełnoletni – zaczął. – Mogą decydować pełnoprawnie o swoim życiu.
- Ale oni są jeszcze tacy młodzi… - jęknęła przeciągle pani
Weasley.
- Cała trójka zrobiła dla nas więcej w ciągu siedmiu lat, odkąd
chodzą do Hogwartu, niźli starania innych – odparł sprawnie. – Na pierwszym
roku nie dopuścili do wykradnięcia kamienia Filozofów, na drugim pokonali
bazyliszka, ratując twoją córkę. Na czwartym Harry osobiście stoczył bój z
Voldemortem, sprowadzając ciało Diggory’iego z powrotem. Na piątym, w Ministerstwie
też sobie poradził! Oni nie są już dziećmi, zwłaszcza on. Wycierpiał najpewniej wiele więcej od nas
wszystkich razem wziętych. Stracił rodziców, prawie stracił Syriusza….
- I ty chcesz go jeszcze wprowadzić w Zakon? By cierpiał więcej?! –
Minerwa była bliska szału.
- Tak, bowiem wierzę, że cała trójka gotowa jest walczyć o swoje
przyszłe szczęście – teraz jego głos stał się jeszcze poważniejszy i, nie
zważając na protesty innych, znów skierował się do Gryfonów. – A więc pytam, czy
jesteście gotowi wstąpić do Zakonu?
- Tak! – odparł pewnie Ron. – Nie pozwolę skrzywdzić swojej
rodziny, będę walczył!
- Tak… - mniej pewnym tonem odparła szatynka.
Wszystkie oczy zwróciły się ku Potterowi, który najwyraźniej pogrążony
był w głębokim zamyśleniu.
- Tak – mruknął. – Znam swoje przeznaczenie, profesorze. Żyjąc lub
ginąc, postaram się was wszystkich uratować, byście cieszyli się zdrowiem i
szczęściem w starości.
- Dziecko, nie możesz się poświęcać dla całego świata… - zaczęła
Molly.
- Mogę. Nawet chyba muszę! On nie odpuści, a ja jestem jedynym, który
może go pokonać… Nie liczy się moje dobro, nie liczy się moje życie. Liczycie się
wy, liczą się wasze rodziny… Liczysz się ty… - ostatnie słowa skierował do
Hermiony, która oblała się szkarłatnym rumieńcem. Chłopak uśmiechnął się zadziornie, spoglądając w jej czekoladowe oczy.
- Harry... - uśmiechnęła się nieśmiało - Może nie tak publicznie?Ginny dłużej nie wytrzymała, zaśmiała się perliście, za co została spiorunowana wzrokiem przyjaciółki.
- Czyli wszystko ustalone! – starzec klasnął w dłonie i pogładził
brodę. – Potem wszystko omówimy. Teraz jedzmy i rozmawiajmy dalej, jak gdyby
nigdy nic…
I co ja mam z Tobą zrobić? Prolog mnie urzekł i nawet wybaczyłam mu ten błąd w postaci "nasuwały jej się na mózg" zamiast na myśl. Muszę przyznać, że rozdział I zdecydowanie mnie rozczarował. Nie pod względem treści i sytuacji w nim opisanych. Powiem szczerze, że opowiadania, w którym Hermiona jest z Harrym jeszcze nie czytałam i jestem bardzo ciekawa jak to uczucie się rozwinie. Jednak w tym rozdziale nie można przejść obojętnie obok ilości występujących w tekście błędów. Proponuję przed publikacją kolejnych rozdziałów przeczytać je sobie na głos. To naprawdę pomaga! Zawsze też można poszukać sobie bety - osoby, która będzie czytać rozdział przed publikacją i sprawdzała go pod kątem wszelakich błędów. To nie musi być ktoś obcy, zawsze można poprosić kogoś w swoim otoczeniu, np. przyjaciela.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z każdym kolejnym rozdziałem będzie coraz lepiej. Pozdrawiam :)
Hej . Zapraszam Was też do mnie. Pisze bloga o świecie Harrego po Voldemorcie. Są tam postacie z poza głównego nurtu , opowiadanie jest dość lekki choć potem coraz więcej jest dorosłej miłości i akcji. Zapraszam do czytania i jeśli ktoś to zrobi bardzo proszę też o jakiś komentarz.
OdpowiedzUsuńPS I nie zatrzymujcie się na powitaniu.
http://nowaprzy.blogspot.com/2015/01/luna-i-nevill.html
Nominowałam Cię do LBA, szczegóły: http://granger-malfoy-po-latach.blog.onet.pl/zapowiedz-i-liebster-blog-award/
OdpowiedzUsuńUważam, że pierwszy rozdział mógłby zawierać prolog, bo z tego co widzę, to po prostu kontynuacja. Za dużo stawiasz przecinków, ale to jest do przeżycia. Jednakże literówki! Zanim opublikujesz tekst, zostaw go i po dwóch godzinach przeczytaj, wtedy wyłapiesz błędy. Mam nadzieje, że będzie tylko lepiej :)
OdpowiedzUsuńBo to ma w jakiś sposób być kontynuacja :P Dopiero w późniejszych rozdziałach akcja przeniesie się na większe odległości, teraz pomiędzy rozdziałami różnica czasu to parę godzin :D
UsuńPierwszy rozdział = genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńHarry i Hermiona. Jakoś mi oni do siebie nie pasują, ale dobra, przeboleję ;)
Cóż, zapowiada się ciekawie i lecę czytać dalej :)